a w nim pobieżny rzut oka na literaturę obrazkową oraz nowość(?), czyli minirecenzja przedlekturowa.
1. czyli krótki przegląd magicznych obrazków, które kupiłem/wziąłem za darmo na festiwalu komiksu w łodzi.
krzyk ludu - jacques tardi
recenzowanie komiksu trzy lata po jego polskiej premierze mija się zapewne z celem, do tego - cóż, jeszcze nie zdążyłem tej kobyłki przeczytać, znając jednak komiksy Tardiego z publikacji wydawanych za oceanem przez Fantagraphics trudno spodziewać się rozczarowania. jako specjalista od recenzji przed-lekturowej śmiało wiec z kilkuletnim opóźnieniem polecam, co oczywiście nie zmieni faktu, ze nikt już Tardiego w polsce nie wyda - chyba, ze... za darmo!
bo oto:
zabójca hunga - dominique grange, jacques tardi
krótkie opowiadanie narysowane przez tardiego do scenariusza swojej partnerki i choć mimo pewnych analogii przekazu (no, to tak bardzo z grubsza) to nie autorski Tardi z It was the war of the trenches (używam angielskich tłumaczeń) to i tak jednocześnie delikatny prztyczek wymierzony w nos całemu (ok, 99%) gatunkowi powieści graficznej. na kilku stronach znajdziemy więcej literatury (dobrej literatury) niż we wspomnianych 99% graphic novels razem wziętych. a że do tego za darmo, to nie ma powodu, żeby nie wziąć - jak ja - dwóch egzemplarzy i sprezentować jednego koledze/koleżance. albo - jak ja - postawić jeden na półce, a drugi przeczytać.
przy okazji - w sieci nowy numer kazetu z tematem przewodnim Miasto w komiksie, w nim obrazy nowego jorku, ale ani słowa o Tardim.
http://kzet.pl/2013/06/komiksowa-anatomia-wielkiego-jablka-czyli-o-nowym-jorku-na-obrazkach-z-dymkami-slow-kilka.html
http://kzet.pl/2013/06/nowy-jork-jak-puzzle-miejska-wielowatkowosc-w-komiksach-willa-eisnera.html
a jeśli już o mieście w komiksie:
warszawa - michał rzecznik
(recenzja koleżeńska - jako autor poniższej mini-notki zaznaczam, że wraz z mazolem uczestniczę w działaniach komiksowej grupy maszin)
mam problem z warszawą. czytam broszurkę wydaną przez wydawnictwo AnTY nie jako zbiór odrębnych pasków, ale jako fabularną całość i stylistycznie nie trzyma się ona kupy. bo oto widzę autora jako - zarazem - pięcioletniego chłopca oglądającego z babcią warszawskie korki, jak i jego samego przed maturą w gimnazjum, komplementującego warszawskie dziewczyny głosem starszego nastolatka; namnożyło się tych postaci w niepozornym albumiku i nie mogę tego objąć szlifowanym w komiksowej literaturze rozumem.
ale - nadal (mimo wszystko?) lekko się czyta, dużo w tym czasem sprytnie ukrytej, czasem wprost przedstawionej nostalgii za "minionym". komiks, który równie dobrze mógłby ukazać się w latach siedemdziesiątych XX wieku, gdyby... mógł się ukazać.
2. czyli przygody nikogo, konceptualny, kontrowersyjny (niepotrzebne skreślić!) komiks mikołaja tkacza jako wydawnicze wydarzenie roku?
(recenzja koleżeńska - jako autor poniższej mini-notki zaznaczam, ze wraz z tkachozem uczestniczę w działaniach komiksowej grupy maszin)
bezdyskusyjnie komiks roku - tu przepraszam panią Wawryniuk i autorów Maczużnika - i z pewnością kolejny przyczynek do hipotetycznej dyskusji na temat definicji komiksu. wątpię, że ktokolwiek interesujący się polskim komiksem (Polskim Komiksem?) jeszcze o nim nie słyszał, ale gwoli przypomnienia - tkacz prezentuje nam kilkadziesiąt stron pustych wnętrz i choć akcja toczy się szalenie dynamicznie, tytułowego Nikogo w komiksie ani widu ani słychu. no właśnie, a może nie?
wymyślona naprędce anegdotka translacyjna: Nikogo tu nie ma - Nobody is here/Nobody isn't here?
i łatwiej zrozumieć, czemu komiks wydano w dwóch wersjach językowych jednocześnie!
Centrala publikuje współczesną, komiksową wersję andersenowskich Nowych szat cesarza. Tkacz (sic!) utkał swoje komiksowe ubranie z tkaniny, której nie zobaczy czytelnik głupi, a dziecko na widok kolejnej planszy zakrzyknie, że król jest nagi. Tylko ono zdobędzie się na odwagę, bo przecież każdy z nas widzi, ze król jest nagi. Ale... co jeśli jesteśmy naprawdę głupi, a autor naprawdę wyrysował Przygody magicznym tuszem?
irytująca formułka "komiks dla wyrobionego czytelnika opowieści obrazkowych" niewątpliwie znajduje tu zastosowanie.
Pretensjonalnie? Tak. Genialnie? Jak najbardziej.
3. czyli marzenia.
chciałbym kapitana żbika w kioskach. serię zeszytówek. jak kiedyś.
taki głupi jestem.
bede swinia :(
ReplyDeletebo niestety bylem kilka lat temu na wystawie tego:
http://www.indyworld.com/indy/summer_2004/isabelinho_cage/
i z mojego punktu widzenia Tkacz po prostu na nowo wymyslil kolo, tyle, ze zamiast eleganckich szprych, obreczy, detki i opony, wyciosal je z kamienia.
och, ależ nie! na tym blogu o literaturze wyzbywamy się kryteriów rosyjskiej szkoły formalnej.
ReplyDeletegdyby na siłę, upierając się, nałożyc czapkę formalisty to ja bym nawet nie u Vaughn-Jamesa szukał tkachozowych inspiracji, a w mem-żarcikach typu garfield minus garfield, czy tam garfield minus everything, może nawet u tego szwajcarskiego artysty, który wygumkował wszystko (oprócz tła) z kaczora donalda, a którego nazwiska (artysty, nie kaczora) nie mogę sobie teraz przypomniec bez sięgania do ściągawki. a nawet nie wiem czy nie bardziej wpisuje się to w nurt (? - ok, don't quote me on that, bo aż tak się nie znam) galeryjnych pustych sal z jakiejś performansowej wystawy.
dla mnie kluczem do rezygnacji z takiego czysto formalnego podejścia jest kwestia - jak tkachozowo się to czyta. to jest ta sama tkachozowa narracja, ta sama tkachozowa dynamika - nie widzę tu nic z the Cage!
acha, czyli ubierasz tkachozowego krola w tkachozowe "nowe szaty" i mowisz, ze teraz ten nagi krol jest genialnie ubrany?
ReplyDeletejako mentalny spadkobierca dadaistow, jestem w stanie to zaakceptowac, co nie oznacza, ze sie z tym zgadzam :P
oczywiście rozumiem.
ReplyDeleteale też jestem minimalnie rozczarowany, że akceptujesz moją interpretację, bo myślałem że podyskutujemy jeszcze przez kilkadziesiąt postów (ok, jednak żarcik).
atakując samego siebie: skłamałbym twierdząc, że byłbym w stanie obronic tezę o "genialności" Przygód przed niezależnym trybunałem specjalistów, w każdej możliwej interpretacji. no, może odrobinę łatwiej byłoby gdyby wziąc pod uwagę kryteria "rynkowo-wydawnicze" acz i tu obawiam się, że ktoś prędzej czy później sypnął by garścią art-zinów, o których w życiu w swojej ignorancji nie słyszałem.
ale nie chcę tu się bronic tylko i wyłącznie ignorancją. uważam, że komiks Tkacza zasługuje na poważniejszą analizę (co już samo w sobie stawia go w czołówce komiksowych publikacji, przynajmniej tegorocznych) ale jasne, że po co ją przeprowadzac, skoro pięc osób przeczyta.